Trochę straszno, trochę śmieszno…
Kamień peelingujący Pierre de Plaisir to jeden z ostatnich hitów urodowej blogosfery. Napisało o nim kilkanaście blogerek, ale niestety ja nie przyłączam się do zbiorowych zachwytów. Dlaczego? Może dlatego, że od lat jestem w tej branży i prezenty od marek już nie robią na mnie większego wrażenia.
Lubię brytyjskie kosmetyki Lush. Wiem, wiem, ta całkowita naturalność to trochę marketingowa ściema, ale i tak zawsze ulegam specyficznej atmosferze sklepu, zapachom i sposobie ekspozycji towaru. Przetestowałam sporo, nie wszystko mnie zachwyciło, ale jest kilka kosmetyków do których wracam.