Perfumy na wiosnę, czyli kolejna, zapachowa zmiana warty. Aura Mugler na pierwszym miejscu!
Na prawdziwą wiosnę przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, ale ja już wprowadzam zmiany. Nie odstawiam jeszcze ciężkiej artylerii, ale oudy i ambrę zamieniam na dżunglę, paczulę i narkotyczne kwiaty.
Perfumy na wiosnę – Mugler, Aura. Mój numer jeden!
W sieci nie znajdziecie najlepszych recenzji. Syrop na kaszel i syntetyczna pulpa. Tak, to prawda. Jest i syrop na kaszel i maść na migreny, radioaktywność, zmutowane rośliny w postapokaliptycznej dżungli, wytrawna wanilia i metaliczny rabarbar. Jak zwykle u Muglera wszystkiego dużo i w nadmiarze.
W pierwszej chwili byłam nieco zawiedziona (oczekiwałam przełomu), ale to tylko moment. Już po pierwszych testach chciałam jeszcze i jeszcze i jeszcze. Uzależnienie przyszło niemal natychmiast, dosłownie nie mogłam oderwać nosa od nadgarstka. Aura nie pozwalała mi o sobie zapomnieć…
Bogaty, chropowaty i zadymiony, a jednocześnie zmysłowy i wykwintny. W zaskakujący sposób łączący nuty botaniczne i zwierzęce. Zapach, podobnie jak wszystkie tej marki, spolaryzowany i wielopłaszczyznowy. Co ja poradzę. Kocham Muglera!
Z całą pewnością najnowszy Mugler jest inny niż wszystkie perfumy na rynku (choćby dlatego, że jako pierwszy na świecie ma w nutach zapachowych chińską roślinę leczniczą tz. tiger liana), ale moje pierwsze skojarzenie to Eden Cacharel. Ta sama tropikalna wilgotność, przepych i swoista kremowość. Aura jest jednak zdecydowanie nowocześniejsza. To nie jest łatwy zapach, ale dajcie mu szansę.
Nie ma takiego szoku jak w 1992 roku, kiedy wprowadzono Angela, ale czasy się zmieniły. To dobrze, bo legenda słynnej gwiazdy w pewnym momencie sięgnęła bruku.
W tym przypadku będzie inaczej. Nie sądzę, żeby Aurą pachniała „cała ulica”, dyskoteki w kurortach i wszystkie czartery wiozące podchmielone towarzystwo na wczasy do Egiptu (nie żartuję, latam na tej trasie co kilka tygodni i elegantki lecące na egzotyczny podryw, wyperfumowane Angelem lub jego podróbą to moja zmora).
Ja z niecierpliwością czekam na kolejne odsłony!
Cena: 389 zł/50 ml, kupicie TUTAJ
Chanel, Coco Noir, cena: 489 zł/50 ml, kupicie TUTAJ
Kilka lat temu, tuż po premierze, nie mogłam go nosić, teraz łączy nas szorstka przyjaźń.
Coco Noir to nowoczesny, kwiatowy szypr z kategorii Floriental. Czerń kojarzy się z mrokiem, ale na mnie Coco Noir jest przejrzysta i pozytywna jak bukiet z róż, narcyza i jaśminu. Najbardziej lubię ostatnią fazę, w której dominuje paczula, chociaż wyczuwam też kadzidło i białe piżmo.
Niestety projekcja i żywotność jest umiarkowana. To perfumy dyskretne i łagodne. Trzymają się bardzo blisko ciała.
Menard, L’eau de Kasaneka – wycofany
Ten zapach stoi u mnie od lat. Trafił do mnie od Ani z JestPieknie. Ona go ceniła, ale nie mogła nosić, ja mam do niego dystans, ale muszę przyznać, że pięknie ze mną współgra. Jest dziwaczny, bardzo japoński, a jednocześnie transparentny i dyskretny. Niestety, obawiam się że już go nie kupicie…
W nutach hamanasu (japońska róża), bazylia, imbir, kardamon, gałka muszkatołowa, pomarańcza, bergamotka, ylang-ylang, róża, heliotrop, jaśmin, drzewo sandałowe, wetiwer, cedr, wanilia i piżmo
Nie wyczuwam wanilii, róży i jaśminu. Na mnie jest wytrawny (momentami wręcz gorzkawy), bardzo zielono pudrowy (cytrusy i heliotrop), z mocno wyczuwalnym imbirem i gałką muszkatołową.
Agent Provocateur, L’Agent Eau Provocateur, cena: 80 zł/50 ml
Uwaga! Nazwa podobna, ale to nie jest ten słynny, zabójczo seksowny L’Agent. To zupełnie inna kompozycja.
Jest lekki i kwiatowy, ale niebanalny. Zaczyna się ostro, ale dosyć szybko przechodzi w puszystą fazę z piżmem i bursztynem. W nutach bergamotka, mandarynka, nuty zielone, brzoskwinia, czerwone jabłko, jaśmin, ylang-ylang, tuberoza, frezja, róża, magnolia, drzewo sandałowe, bursztyn, piżmo i paczula.
Daleko mu do mocy starszych braci, ale ja bardzo go lubię. Po prostu mam słabość do Agentów, latem zamierzam romansować z Petale Noir (coraz częściej sięgam po zapachy z nutą róży).
Carven L’Absolu, cena: 309 zł, kupicie TUTAJ
Kolejny zapach, do którego musiałam dojrzeć. Stoi u mnie na półce od dwóch lat, ale wcześniej nie zdecydowałam się go nosić. Jakoś nigdy nie było mi po drodze z zapachami, które tworzy Francis Kurkdjian. Niektóre doceniam, ale w większości nie współpracują z chemią mojego ciała. Po prostu do mnie nie pasują…
W tym roku nagle zamarzyłam o białych kwiatach i sięgnęłam po Carven. Nie będzie z tego miłości na całe życie, ale od kilku dni nie mogę przestać go wąchać i nosić. Zaskakująco ładnie się układa, jest trwały i elegancki. Jeśli lubicie kwiaty, sprawdźcie!
W nutach mandarynka, ylang ylang, jaśmin, tuberoza, irys, paczula, drzewo sandałowe i ambra. To w sumie delikatne kwiatowe perfumy, ale drzewo sandałowe nadaje im charakterystycznej suchości, którą bardzo lubię.
1 Comment
Świetny artykuł, dzięki Tobie przekonałam się do zapachów Muglera i mam już trzeci flakon 🙂 zamówiłam Angel NOVA w ciemno i już nie mogę się doczekać. Intryguje mnie zapach L’Agent o którym piszesz: “(…)ale to nie jest ten słynny, zabójczo seksowny L’Agent” , który to zapach ? Jeśli zabójczo seksowny to muszę go mieć ! 🙂