Świeże i semi świeże maseczki to trend, który opanował urodowy Instagram. U nas niewiele się w tej kwestii dzieje. Do Berlina po Lush za daleko, na Hawaje po cudowne Mahalo i LeahLani tym bardziej. Na razie zostaje tylko The Body Shop.
Każda maska z serii The Body Shop Superfoods zawiera kombinację składników odżywczych pochodzących z całego świata – od miodu z Etiopii po bambus z Himalajów. W zasadzie chciałam mieć je wszystkie, ale zdrowy rozsadek nakazał pozostać przy dwóch (kosztują aż 99 zł!) – a, że akurat była promocja, to stałam się posiadaczką trzech.
Przyznam się: na skład zwróciłam uwagę dopiero w domu. Wcześniej przeczytałam tylko informacje prasowe i przejrzałam zdjęcia na stronie. Nigdy tak nie robię, ale tym razem naprawdę mnie zaćmiło. Ech te reklamy!
The Body Shop Superfoods według producenta są wegańskie, naturalne, fotogeniczne (trolololo) i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie alkohol denaturowany w składzie. Staram się go unikać, ale nie jestem ewangeliczną przeciwniczką – jeśli jest poniżej 6 miejsca w składzie to zakładam, że jest go mało i mnie nie podrażni. Tutaj zajmuje miejsce siódmym, ale tak czy inaczej, nie rozumiem, dlaczego TBS wpakował go do sztandarowego hitu ostatnich miesięcy.
Jak działają? W sumie nieźle, ale nie na tyle, żeby do nich wrócić czy polecać. Opiszę wszystkie trzy, ale w oddzielnych postach. Zacznę od różanej British Rose Fresh Plumping Mask.
Jest to nawilżająca maseczka do twarzy, która składa się w głównej mierze z gliceryny, esencji różanej, olejku różanego i aloesu. Przeznaczona jest do suchej, spragnionej cery. Ma tonizować, łagodzić podrażnienia, nawadniać, wygładzać i zmiękczać powierzchnię skóry.
Zamknięto ją w bardzo ciężkim, ciemnym słoiczku. W łazience wygląda nieźle, jest bardzo fotogeniczna, ale do przewozu się nie nadaje. Szkoda, że producent nie pomyślał o dołączeniu szpatułki. Ja wybieram ją ze słoiczka malutką łyżeczką (oczywiście NIOD) wykonaną z stali nierdzewnej.
Maseczka The Body Shop British Rose Mask to zwarty, lepki żel (trzyma się na twarzy). Jest półprzezroczysta z odcieniem różowo-brązowym, zawiera małe kawałki płatków róży. W zasadzie wygląda i pachnie jak różany dżem. Dobrze się rozprowadza, nie spływa, nie zasycha na amen i bez problemu zmywa ciepłą wodą.
Stosuję ją dwa razy w tygodniu i nie trzymam się zaleceń z opakowania. Przepisowe dziesięć minut potrafię przeciągnąć do godziny i uważam, że dzięki temu efekt nawilżenia jest lepszy. Nie da się jej zastosować przed snem, bo wchłania się tylko częściowo, pozostawią na skórze lepką, gęstą warstwę z kawałeczkami płatków. Trzeba ją zmyć. Jeśli szukacie treściwej, bardzo nawilżającej maseczki, którą można zostawić na całą noc, przeczytajcie moją recenzję maseczki Clinique.
Jakie efekty? The Body Shop British Rose Mask pozostawia skórę niezwykle miękką i gładką. Doskonale nawilża i zmiękcza – lubię ją stosować przed lub po dużej imprezie. Świetnie przygotowuje skórę na makijaż, rzeczywiście czasowo sprawia, że skóra wydaje się napompowana, wypełniona wilgocią. Świetnie sprawdza się jako uzupełnienie maski oczyszczającej. Łagodzenie podrażnień nie zauważyłam.
Można ją trzymać w lodówce i stosować jako odświeżający zastrzyk energii w upale. Efekt jest bardzo, bardzo sympatyczny, ale niestety krótkotrwały. To maseczka typowo bankietowa – działa, ale nie na dłuższą metę. Długoterminowo nie robi kompletnie nic. Nic a nic. Po prostu bardzo ładnie nawilża na kilka godzin.
Przyjemnie się ją stosuje, ale nie na tyle, żeby nie móc bez niej żyć. Poza tym, nie jest warta stówy. Idea bankietowej maseczki żelowej jest świetna, ale następnym razem poszukam czegoś tańszego.
Skład: Water, Glycerin, Propanediol, PPG-26-Buteth-26, PEG-32, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Alcohol Denat, Phenoxyethanol, Carbomer, Rosa Gallica Flower Powder, Parfum/Fragrance, Sodium Hydroxide, Caprylhydroxamic Acid, Rosa Canina Fruit Oil, Methylpropanediol, Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder, Disodium EDTA, Rose Extract, Benzyl Salicylate, Menthoxypropanediol, Limonene, Citronellol, Geraniol, Alpha-Isomethyl Ionone, Citric Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, CI 14700/Red 4.
1 Comment
nie miałam okazji ich jeszcze testować. teraz używam tych maseczek w płacie. benton cosmetics ma teraz na nie promocję i za 4 sztuki można mniej zapłacić, a z tego co zdążyłam przetestować to warto.